Krótko: fundraising to [w tłumaczeniu] pozyskiwanie (zbiórka) funduszy.
Fundraiser to osoba, która pozyskuje fundusze / środki na realizację projektów.
Fundraiser to również zawód - tak jak ogrodnik, stolarz czy stylista. Niestety nie ma polskiego odpowiednika, więc warto zapamiętać i ten wyraz. Zaletą jest fakt, że słowo to jest rozpoznawalne na świecie, więc nie trzeba sobie zawracać głowy ewentualnym tłumaczeniem (anglicyzmy bywają bardzo pożyteczne).
Takie mamy czasy, że obcojęzyczne słowa plenią się na niwie polszczyzny bujnym kwieciem. Coraz częściej używamy słów zaczerpniętych z innych języków.
Szczególnie z angielskiego. Chyba nie ma już osoby, która nie znałaby / nie używała słów: jeans, stres, ok czy super. I dla wszystkich są one zrozumiałe.
Słowo "fundraising" jest jednak ciągle na tyle "egzotyczne", że nie zna go większość samorządowców, decydentów czy polityków, z którymi mam okazję rozmawiać. Dotyczy to nawet tych, którzy świetnie mówią po angielsku.
Dlatego nie ma się co stresować, tylko słowa nauczyć i w świat nową wiedzę posyłać. Tak, żeby stało się tak samo naturalne jak „super” czy „ok”. Nawiasem mówiąc, zawsze się można pochwalić znajomym / nowej dziewczynie lub rodzinie u cioci na imieninach, znajomością nowego, trudnego, ale bardzo ważnego (międzynarodowego) określenia.
Jak już mamy za sobą naukę nowego słowa, to lećmy dalej.
W Ogrodach Edukacyjnych zachęcamy osoby, które chcą zmieniać świat na lepszy, do postawienia pierwszego kroku na ścieżce fundraisingowej.
Na ścieżce wiodącej do efektywnego pozyskiwania środków, niezbędnych do realizacji własnych projektów.. Albo inicjatyw organizacji pozarządowych lub nieformalnych grup społecznych. Uczymy wolontariuszy alfabetu, dzięki któremu bez problemu będą mogli wziąć udział w szkoleniach na każdym poziomie zaawansowania.
Warto wszak znać litery, zanim się zacznie pisać poematy (poematami w świecie fundraiserów nazywam projekty, kampanie i strategie fundraisingowe).
Step by step, czyli krok po kroku pomożemy tym, którym zależy na poprawianiu jakości życia zwykłych ludzi / społeczności lokalnych oswoić się z alfabetem i słownikiem, czyli z podstawami pozyskiwania środków na realizację małych i dużych projektów.
Co w ogóle znaczy "pozyskiwać środki na realizację projektów"?
Kiedy wpadniesz na pomysł, że chcesz coś zmienić w swojej społeczności: zorganizować grilla sąsiedzkiego albo piknik na Dzień Dziecka.
Albo warsztaty czy wycieczkę dla Seniorów.
Albo chcesz posadzić drzewo przed blokiem lub postawić ławkę.
Cokolwiek wymyślisz - potrzebujesz środków na realizację swojego pomysłu. Najczęściej pierwsze skojarzenie to: „trzeba zdobyć pieniądze”. Ławkę czy drzewo trzeba kupić, a na pikniku przydałyby się przekąski i warsztaty dla maluchów.
Niestety bardzo wiele pomysłów upada na tym etapie. Inicjator działania najczęściej przedstawia swój plan wspólnocie, sąsiadom, radzie osiedla albo umawia się na spotkanie z urzędnikiem w gminie lub innej jednostce samorządu terytorialnego.
I niestety bardzo często słyszy sakramentalne: "doskonały pomysł, ale nie mamy pieniędzy". W tej sytuacji na placu boju zostają najwytrwalsi, którzy bardzo chcą, żeby się zadziało pozytywnie.
I tutaj jest przestrzeń na wiedzę z fundraisingu: bo warto mieć świadomość, że możliwości i rozwiązań jest całe spektrum. Od pozyskania darowizn od osób prywatnych, po złożenie wniosku o dofinansowanie do organizacji, instytucji czy przedsiębiorstw. Od zaproszenia do współdziałania partnerów z różnych sektorów, po założenie zbiórki publicznej.
Trzeba jednak wiedzieć co, gdzie i jak.
Ale na szczęście dla zwykłych śmiertelników, nie jest to wiedza magiczna, dostępna tylko dla wtajemniczonych.
Jeżeli jesteś liderem / społecznikiem / działasz w organizacjach pozarządowych lub społecznościach lokalnych, to z całą pewnością masz już wiele informacji i przynajmniej trochę doświadczeń - wystarczy je uporządkować, uzupełnić i... odpowiednio wykorzystać.
Spotykam bardzo wiele osób, które zapytane zarzekają się, że nic nie wiedzą o fundraisingu. Ani na pewno nie potrafią pisać wniosków o dofinansowanie.
A potem okazuje się, że w sumie to wiedzą, tylko nie wiedzieli, że wiedzą.
Bo jak to mi ostatnio powiedziała przesympatyczna Seniorka: jak ktoś umie pisać, czytać i myśleć, to z pewnością poradzi sobie z pismem lub wnioskiem o dotację. Wystarczy, że ktoś doświadczony pokaże, jak to robić i przeprowadzi przez wszystkie zasady, formularze i procedury.
Oczywiście nie jest tak, że w jeden weekend osoba bez doświadczenia nagle będzie umiała napisać wniosek na konkurs wysokobudżetowy ogłoszony przez ministerstwo, ale z uproszczonym wnioskiem w trybie pozakonkursowym powinno się udać (szczególnie, jak trafi się na pozytywnie do świata nastawioną grupę szkoleniową).
Nie jest też tak, że fundraising to tylko pisanie wniosków grantowych. To bardzo wiele różnych działań, które mają jeden cel: pozyskanie środków na realizację określonego projektu.
Strategiczna jest wiedza o rodzajach zasobów, dzięki którym można zrealizować dany projekt. Bo nie zawsze muszą to być pieniądze, które może być trudno pozyskać.
Zawsze powtarzam, niemal jak mantrę, że w pierwszej kolejności trzeba przeanalizować własny projekt pod kątem tego, co jest niezbędne, by pomysł zamienił się w działanie.
Dla przykładu: co jest potrzebne, żeby posadzić drzewo przed blokiem?
drzewo (zazwyczaj się przydaje)
narzędzia do kopania / podlewania / wbijania palików
w/w paliki
dobra ziemia (nie zawsze takowa jest w miejscu, które wybraliśmy na sadzenie)
woda
osobnik do kopania (to jest dopiero wyzwanie!)
i.... zgoda właściciela terenu na posadzenie rośliny (często zapominamy, że nie wolno sadzić drzew gdzie nam się zamarzy - trzeba dopytać czy wybrane miejsce jest akceptowane)
przydaje się również chociaż podstawowa wiedza o doborze gatunku i jego funkcjonalności (bo potem można się zdziwić, że świąteczna choinka rozsadziła fundamenty kamienicy)
Jak już wiemy czego potrzebujemy, to trzeba przeanalizować:
co możemy zrobić sami (osobiście)
co może dla nas zrobić sympatyczny sąsiad z naprzeciwka
co może zrobić firma funkcjonująca na naszym osiedlu (właściciel piekarni zawsze angażuje się w sprawy osiedla, a salon samochodowy w ubiegłym roku ufundował szkole piłki do koszykówki)
czy drzewo musimy kupić, czy może uda nam się dostać je od znajomego ogrodnika lub np. z nadleśnictwa (warto wiedzieć, że z nadleśnictwami można też współpracować w dużych miastach)
czy wodę musimy taszczyć z domu, czy też wspólnota zgodzi się na pokrycie kosztów wody pozyskiwanej z hydrantu
czy musimy wynająć ogrodnika, czy może wujek z Kalisza zajmujący się projektowaniem terenów zieleni, pomoże wybrać odpowiedni gatunek i podpowie co i jak, żeby drzewo rosło i cieszyło mieszkańców okolicy przez wiele lat...
I nagle może się okazać, że nie musimy się przejmować brakiem środków w kasie gminy, bo drzewo możemy zasadzić we własnym zakresie.
To oczywiście nieco żartobliwa analiza (zapewne nie wszyscy mają wujków w Kaliszu), ale chodzi o to, żeby zastanowić się, co tak naprawdę jest nam potrzebne do zrealizowania projektu. Bo być może nie ma możliwości pozyskania pieniędzy, ale uda się zorganizować wolontariuszy, narzędzia, materiały i zrealizować plan poprawy jakości życia na osiedlu.
Wiedza o tym co konkretnie (i w jakiej liczbie / ilości / czasie) jest potrzebne, żeby podjąć działanie, jest niezbędna na wszelkich rozmowach z potencjalnymi partnerami czy darczyńcami. Bo jak już się umówicie na spotkanie z właścicielem w/w salonu samochodowego, to prędzej czy później padnie pytanie o konkrety.
I im lepiej jesteście przygotowani, tym większe prawdopodobieństwo, że przedsiębiorstwo, w większym lub mniejszym zakresie, zaangażuje się w projekt.
Takie skrupulatne rozpisanie listy niezbędnych przedmiotów / ludzi, o określonych umiejętnościach czy wiedzy, jest bardzo pomocne, szczególnie na początku drogi fundraisingowej. Przede wszystkim dlatego, że po prostu dobrze mieć i plan, i listę. Zaznaczanie co się już posiada, a co jest jeszcze potrzebne, gwarantuje, że nic nam nie umknie (i na pewno ktoś będzie miał zapałki lub zapalniczkę do rozpalenia ogniska zorganizowanego w celu sąsiedzkiej integracji).
Ponadto przedstawienie takiej listy przekona potencjalnych partnerów czy darczyńców, że pomysłodawca wie co robi i jest osobą godną zaufania.
A jeżeli inicjator działania jest osobą nieśmiałą lub nieprzepadającą za rozmowami z ludźmi, to pokazanie wydruku bardzo ułatwi mu sprawę i... zmniejszy stres.
Oczywiście może się okazać, że nie wszystko da się załatwić wolontariatem pracowniczym czy darowiznami rzeczowymi. Czasami trzeba np. zapłacić komuś wynagrodzenie. Ale taka „rozpiska” zwana wdzięcznie „kosztorysem” pozwala osobom początkującym zaplanować działania, określić rodzaje niezbędnych zasobów oraz potencjalne źródła finansowania (w tym przypadku wujek z Kalisza też jest „źródłem finansowania” – podarował na rzecz projektu swoją wiedzę), a co za tym idzie – pewniej ruszyć na podbój świata.
Bo najważniejszą (wg mnie) umiejętnością dobrego fundraisera (lub kandydata na fundraisera) jest kreatywność.
Kreatywność i wyobraźnia.
No dobra - kreatywność, wyobraźnia i entuzjazm pozwalający uwierzyć w siebie :)
Trudne?
Może trochę.
Stresujące?
Z pewnością.
Ale gwarantuję, że trochę ćwiczeń i być może zmiana sposobu myślenia a fundraising przestanie być tajemną tajemnicą :)
A kiedy przeżyjesz odmowy, rozczarowania i złość na niesprawiedliwość tego świata... Kiedy po raz enty zapukasz do drzwi jakiegoś gabinetu...
Kiedy po raz enty rzucisz telefonem...
I kiedy w końcu okaże się, że udało Ci się jednak przejść przez Morze Czerwone,
i zobaczysz uśmiechnięte buzie dzieci z Domu Dziecka, które dostały swoje wymarzone prezenty, albo kartkę od Seniora, wzruszonego tym, że jakaś zupełnie obca osoba upiekła specjalnie dla Niego anioła z piernika...
Wtedy podejmiesz ostateczną decyzję, czy chcesz to robić dalej.
Zabieganie o środki (bez względu na to czy finansowe, rzeczowe czy inne) jest trudne. Nie jest łatwo kogoś przekonać, żeby podzielił się swoimi dobrami, po to, żeby innym żyło się lepiej. A potrzeb jest bardzo wiele. I konkurencja nie śpi. Trzeba się liczyć z odmowami, z brakiem efektów. Trzeba brać pod uwagę, że praca fundraisera to niekończąca się historia. Ale...
Kiedyś ktoś poprosił mnie o pomoc w kupieniu nastolatce z niepełnosprawnością butów na Gwiazdkę. Dziewczyna miała problemy z chodzeniem i niszczyła obuwie bardzo szybko. Poproszono mnie o zwykłe adidasy. Pomyślałam jednak, że to bez sensu. Skoro nietypowy chód sprawiał, że buty szybko ulegały destrukcji, to trzeba poszukać czegoś trwalszego. Zadzwoniłam do sklepu z wyposażeniem trekkingowym i wysokogórskim. Powiedziałam co i jak. W ciągu 5 minut właścicielka sklepu (notabene z Krakowa) podjęła decyzję. Ale zamiast przekazać buty, kazała wybrać sklep (miała ich kilka w Polsce), termin, i przyjść z dziewczyną, żeby ta wybrała sobie takie buty, jakie będą jej się podobały (a specjalista doradzi, które są „do zadań specjalnych”). Przekazałam wszystkie informacje osobie, która poprosiła mnie o pomoc.
Minęły święta i Nowy Rok. Zadzwonił telefon. Jakiś miły głos „szukał pani Ani”. Okazało się, że wspomniana dziewczyna przez kilka tygodni usiłowała zdobyć mój numer telefonu. A jak się Jej w końcu udało, to z płaczem powiedziała, że te buty to najwspanialszy prezent, jaki kiedykolwiek dostała.
I co Wam będę mówić. Wg mnie warto być fundraiserem. Po prostu warto.
A jeżeli zrozumiesz, że chcesz wspierać innych, chcesz zmieniać świat na lepszy, to pamiętaj, że nie musisz od razu budować studni w Afryce. Możesz skupić się na sadzeniu drzew w najbliższej okolicy, albo na załatwianiu darmowych biletów na koncerty dla Seniorów, albo na ratowaniu wiewiórek.
Takie działania są bardzo ważne.
I takie działania również (a może przede wszystkim) wesprzemy w ramach Szkoły Fundraisingu.
Bo to również jest fundraising.
Ale warto mieć świadomość, że każdy krok na fundraisingowej ścieżce doskonali osobę, która nią podąża.
A jak już pisałam: fundraiser to zawód.
I to zawód, którego można nauczyć się w dowolnym momencie życia.
Dlatego warto się zastanowić, na jak duże projekty chce się pozyskiwać środki.
Bo owszem, to praca wymagająca zaangażowania i wielu umiejętności, ale można się jej podjąć w każdym wieku, i w każdej sytuacji. Wystarczy wstać rano, spojrzeć w lustro i z uśmiechem do siebie samego podjąć decyzję.
A potem warto zajrzeć tutaj:
I tutaj:
A jak ktoś zechce się dalej rozwijać to w Polskim Stowarzyszeniu Fundraisingu https://fundraising.org.pl/ znajdzie wiele doskonałych szkoleń zawodowych.
Ważne!
Praca fundraisera nie musi (a nawet nie powinna) być wolontariatem. To praca odpowiedzialna, wymagająca zaangażowania, wiedzy i umiejętności, dlatego warto wiedzieć, że na świecie fundraiserów zatrudnia się i płaci im wysokie wynagrodzenia. Wszak to od ich pracy zależą budżety organizacji (nie tylko NGO, ale np. najlepszych na świecie uczelni czy innych szkół, kościołów czy społeczności).
Dlatego jak już opanujesz alfabet, oswoisz się ze słownictwem i definicjami, zawodowym slangiem, poczujesz grunt pod stopami i wiatr w żaglach
- to pomyśl o ukończeniu zawodowego kursu, egzaminie / certyfikacie.
A potem sprawdź oferty pracy.
A jak się zastanawiasz / masz wątpliwości, czy w ogóle się nadajesz to masz dwa wyjścia:
przeczytaj pozostałe wpisy na naszym blogu
zadzwoń do mnie - porozmawiamy :)
Dla tych, co jeszcze nie znają numeru Ogrodów: +48 539 345 644